top of page

  Tym, którzy choć raz sÅ‚yszeli szept Tajemnicy

    – poÅ›wiÄ™cam

     

 

***

   Gdy niektóre zdarzenia stajÄ… siÄ™ dla nas zbyt niezrozumiaÅ‚e i prawie nierealne, niewygodne wspomnienie o nich wtrÄ…camy do mrocznych lochów wyobraźni, pozwalajÄ…c, by naszÄ… rzeczywistoÅ›ciÄ… rzÄ…dziÅ‚a rutyna.

​

      Dlatego nie przeżywamy niedomkniÄ™tych nocy, kiedy Å›wiece umierajÄ……

 

 I. SÄ…d

 Proces. Czarny AnioÅ‚

    Gdzie ja jestem? – Ruda rozejrzaÅ‚a siÄ™ niespokojnie, bo choć dobrze znaÅ‚a to otoczenie, dziÅ› wszystko wokóÅ‚ wydawaÅ‚o siÄ™ dziwnie obce i nieprzyjazne.

    MilknÄ…ce echo kroków kobiety wyznaczaÅ‚o rytm bicia jej serca. WÄ™drowaÅ‚a automatycznie od jednej budki telefonicznej do nastÄ™pnej, by usÅ‚yszeć niezmiennie ten sam sygnaÅ‚ – nieobecnoÅ›ci. Taki przedziwny cykl życia i Å›mierci. Zmartwychwstawania. Serce Rudej na chwilÄ™ zamieraÅ‚o w nadziei – wykrÄ™caÅ‚a numer, caÅ‚Ä… uwagÄ™ skupiajÄ…c na magii siedmiu cyfr. Lecz na nic zdaÅ‚y siÄ™ szeptanki, zaklÄ™cia. Tego wieczoru czary kobiety straciÅ‚y swÄ… niezwykÅ‚Ä… moc – telefon milczaÅ‚, a w jej spojrzenie wkradÅ‚a siÄ™ pustka. Ból osobowoÅ›ci dopadÅ‚ RudÄ… niespodziewanie, rozpierajÄ…c usta do krzyku. Rozdarta i nieszczęśliwa kobieta miotaÅ‚a siÄ™ w swej cielesnej powÅ‚oce, wydajÄ…c z siebie tylko żaÅ‚osne miauczenie, i powoli traciÅ‚a siÅ‚y. WÅ‚aÅ›ciwie sama byÅ‚a sobie winna – mogÅ‚a przecież krzyczeć. MogÅ‚a? Zacisnęła usta zbyt mocno. Nie to miejsce, nie ta pora, nie to życie.

    Tej nocy Ruda spaÅ‚a źle. WÅ‚aÅ›ciwie nie źle, lecz twardo. Ucieczka przed wÅ‚asnÄ… osobowoÅ›ciÄ… w Å›wiat uÅ‚udnego spokoju wywoÅ‚anego lekami pozbawiÅ‚a kobietÄ™ marzeÅ„ sennych, ale pozwoliÅ‚a choć na chwilÄ™ przymknąć oczy wypalone księżycem. W koÅ„cu byÅ‚a tylko nocnym zwierzÄ…tkiem, kotem. SkuliÅ‚a siÄ™ na kocu, a jej czarne futro lÅ›niÅ‚o w promieniach wschodzÄ…cego sÅ‚oÅ„ca.

    – ÅšniÅ‚am o Å›mierci – mówiÅ‚a, mrużąc oczy. – Takiej tragicznej, bolesnej. SnuÅ‚am siÄ™ najpierw opustoszaÅ‚ymi ulicami. PadaÅ‚ deszcz… Wtedy zjawiÅ‚ siÄ™ ten dziwny autobus. PrzyjechaliÅ›my w przerażajÄ…ce swym ogromem miejsce. Dla zwykÅ‚ego Å›miertelnika byÅ‚y to tylko potężne, biaÅ‚o-niebieskie wieżowce… Ale ja wiedziaÅ‚am, że to krematoria!… BaÅ‚am siÄ™! DookoÅ‚a snuÅ‚ siÄ™ dym palonych dusz… To chyba piekÅ‚o!… I jeszcze ten szpaler mnichów nienaturalnej wielkoÅ›ci! Każda postać zamiast twarzy miaÅ‚a trupiÄ… czaszkÄ™. Wszystko brunatnoszare. Mroczne… A przez ten potworny korytarz biegnie czÅ‚owiek z pochodniÄ…. DokÄ…d on biegnie?… Kim sÄ… zakapturzeni?…

    – To mi siÄ™ kojarzy z BeksiÅ„skim[1] – skwitowaÅ‚ jej wywód Kefas. – A ty, Ruda, masz po prostu zbyt bujnÄ… wyobraźniÄ™.

    ZbudziÅ‚a siÄ™ spÅ‚akana. Jeszcze dÅ‚ugo jej ciaÅ‚em wstrzÄ…saÅ‚ urywany szloch. Wszystko wokóÅ‚ byÅ‚o obce. Kiedy wzrok przyzwyczaiÅ‚ siÄ™ już do panujÄ…cej ciemnoÅ›ci, kobieta ujrzaÅ‚a widniejÄ…cÄ… w oddali wÄ…skÄ… smugÄ™ Å›wiatÅ‚a. PoszÅ‚a w tamtym kierunku zwabiona blaskiem niczym ćma. BiaÅ‚o-niebieskie gmaszyska wystrzeliwaÅ‚y triumfalnie w niebo. Bury dym gÄ™stniaÅ‚ z minuty na minutÄ™… Krzyk zamarÅ‚ Rudej na ustach. Nagle dwóch mnichów o trupich twarzach mocno chwyciÅ‚o jÄ… pod rÄ™ce.

    To wciąż mi siÄ™ Å›ni – pomyÅ›laÅ‚a. – ChciaÅ‚abym siÄ™ w koÅ„cu obudzić. Dotkliwy ból ramion bÅ‚yskawicznie uÅ›wiadomiÅ‚ jej, że siÄ™ myli. Coraz bardziej przerażona mijaÅ‚a dÅ‚ugie korytarze tonÄ…ce w bladoniebieskiej poÅ›wiacie, krÄ™te klatki schodowe z wyszczerbionymi porÄ™czami. Wciąż jednak byÅ‚a w towarzystwie dziwnej eskorty.

    MuszÄ™ stÄ…d uciec. – Ruda rozejrzaÅ‚a siÄ™ gorÄ…czkowo, gdy stanÄ™li przed Å›wietlistymi drzwiami. Ten widok coÅ› jej przypominaÅ‚… ÅšwiatÅ‚o neonu  na  Å›cianie  pokoju  Mroku  –  przemknęło  jej  przez  myÅ›l.  Ale  tamto  przejÅ›cie  byÅ‚o  zawsze  zamkniÄ™te…  StÄ…d  nie  ma wyjÅ›cia! – stwierdziÅ‚a przerażona.

    Wtedy to kÄ…tem oka kobieta dostrzegÅ‚a szybko przybliżajÄ…cy siÄ™ blask zapalonej pochodni. W kierunku Rudej biegÅ‚ ów tajemniczy czÅ‚owiek od mnichów.

    – BÄ™dziesz potrzebowaÅ‚a obroÅ„cy – zaszemraÅ‚ nad jej uchem. – Czeka ciÄ™ dÅ‚ugi proces, Ruda. W razie potrzeby zwróć siÄ™ do mnie. Jestem Czarnym AnioÅ‚em – rzuciÅ‚ jakby od niechcenia i pobiegÅ‚ dalej.

    Kiedy Å›wiateÅ‚ko jego pochodni znikÅ‚o w mroku, Å›wietliste drzwi otworzyÅ‚y siÄ™ bezszelestnie. Ruda odruchowo zatrzymaÅ‚a siÄ™ w póÅ‚ kroku. W kÄ…cie pomieszczenia o niekoÅ„czÄ…cych siÄ™ biaÅ‚ych Å›cianach dÅ‚ugowÅ‚osy mężczyzna wiÅ‚ siÄ™ w ekstatycznym taÅ„cu. PrzypominaÅ‚ jej kobrÄ™ napinajÄ…cÄ… ostrzegawczo swój kaptur tuż przed atakiem i kobieta znów panicznie pomyÅ›laÅ‚a o ucieczce. Ale jak to zrobić? Niemożliwe! Jakby na potwierdzenie tego faktu jeden z mnichów pchnÄ…Å‚ jÄ… wyraźnie zniecierpliwiony i trzÄ™sÄ…c dÅ‚oniÄ… pozbawionÄ… ciaÅ‚a, wskazaÅ‚ na jarzÄ…ce siÄ™ w gÅ‚Ä™bi ognisko. Tam, stÅ‚oczone dookoÅ‚a niewielkiego pÅ‚omienia, siedziaÅ‚y zakapturzone postacie i grzaÅ‚y swe pożóÅ‚kÅ‚e koÅ›ci. W pustych oczodoÅ‚ach dziwnie zgarbionych szkieletów migotliwie odbijaÅ‚ siÄ™ blask ognia. Strażnicy wrót do piekieÅ‚! Zahipnotyzowana upiornym widokiem kobieta ze zgrozÄ… spostrzegÅ‚a, że wÅ‚aÅ›nie sama staje siÄ™ jednym z palÄ…cych siÄ™ drewienek. ZrobiÅ‚o siÄ™ jej potwornie gorÄ…co. Wówczas bezcielesna rÄ™ka pochwyciÅ‚a jÄ… nagle – pÅ‚onÄ…cÄ… – i wrzuciÅ‚a do pÅ‚ynÄ…cego obok strumienia. Ruda poczuÅ‚a, że gaÅ›nie i że jest jej zimno. DostaÅ‚a dreszczy…

    Wtedy przebudziÅ‚a siÄ™. LeżaÅ‚a na sÅ‚omianym barÅ‚ogu. ByÅ‚a caÅ‚a mokra.

    – To chyba lochy – stwierdziÅ‚a póÅ‚gÅ‚osem, kiedy wysoko nad gÅ‚owÄ… ujrzaÅ‚a maleÅ„kie zakratowane okienko i skrawek nieba.

    ByÅ‚a noc. Ruda powoli zaczęła sobie przypominać ostatnie wydarzenia. Czarny AnioÅ‚ wspominaÅ‚ coÅ› o procesie…

    – Jaki proces? Co ja tu robiÄ™? – spytaÅ‚a gÅ‚oÅ›no. – Wypuśćcie mnie stÄ…d! – zaczęła krzyczeć. – Co chcecie ze mnÄ… zrobić?

    Gdy odpowiedziaÅ‚a jej gÅ‚ucha cisza, Ruda poczuÅ‚a siÄ™ jak osaczone zwierzÄ…tko. UsiadÅ‚a bezsilnie na zimnej i wilgotnej posadzce. KrzyczaÅ‚a, dajÄ…c ujÅ›cie swojemu bólowi, rozpaczy, a przede wszystkim przerażeniu. TargaÅ‚a spazmatycznie dÅ‚ugie wÅ‚osy i wyÅ‚a nieludzko… Potem przyszedÅ‚ stan otÄ™pienia. Kobieta nie zareagowaÅ‚a na odgÅ‚os zbliżajÄ…cych siÄ™ kroków ani nawet wtedy, gdy drzwi od jej wiÄ™zienia otworzyÅ‚y siÄ™ z Å‚oskotem.

c.d.n.

___________________________________________________________

[1] ZdzisÅ‚aw BeksiÅ„ski (1929–2005) – polski malarz, fotograf, rysownik. W tekÅ›cie mowa o obrazie pt. „Pochodnia”.

bottom of page